|
Gwatemalskie fascynacje
Gwatemala - mały kraj Ameryki Środkowej - od dawna pobudzała moją wyobraźnię tajemniczą kulturą Majów oraz niezwykle zróżnicowaną przyrodą. Kiedy w trakcie przygotowań do meksykańskiej wyprawy zrodził się pomysł odwiedzenia tego małego sąsiada Meksyku, bez wahania podjęliśmy wyzwanie - jedziemy do Gwatemali! Pomysł przerodził się wkrótce w czyn, gdy w piękne listopadowe popołudnie wylądowaliśmy na lotnisku w Guatemala City.
Pierwsze wrażenie nie było korzystne - po dotarciu autobusem do centrum miasta otoczył nas tłum ludzi i zgiełk wielkiego, dwumilionowego miasta. Nie zamierzaliśmy jednak długo tu pozostać; jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy udać się do odległego o dwie godziny jazdy miasta Antigua - dawnej stolicy Gwatemali. Samo dotarcie na dworzec autobusowy i znalezienie odpowiedniego autobusu było mocnym przeżyciem - w czasie drogi na dworzec próbowano nas okraść.
W końcu jednak odnaleźliśmy właściwy autobus i w niemiłosiernym tłoku ruszyliśmy w stronę dawnej stolicy. Rozklekotany pojazd pędził po krętych, górskich drogach z zawrotną prędkością; po dwóch godzinach z ulgą dostrzegliśmy światła celu podróży.
Antigua przywitała nas senną, wieczorną atmosferą. Po znalezieniu hoteliku szybko wpadliśmy "w objęcia Morfeusza"; dopiero następnego dnia mogliśmy zacząć poznawać to wyjątkowe miasto Gwatemali.
Antiguę założyli hiszpańscy konkwistadorzy wkrótce po rozpoczęciu podboju tych ziem. Od połowy szesnastego wieku - wyboru na stolicę regionu - datuje się jej burzliwy rozwój; zbudowano tu wówczas wiele kościołów, klasztorów, pałaców i budynków użyteczności publicznej. Rozkwit miasta został gwałtownie przerwany katastrofalnym trzęsieniem ziemi w 1773 r. Zniszczeniu uległa tak duża część miasta, że stolicę przeniesiono w nowe miejsce, zakładając obecną metropolię - Guatemala City.
Mimo olbrzymich zniszczeń miasto odrodziło się. Nie odzyskało wprawdzie dawnej świetności, lecz ocalałe budowle dają wyobrażenie o jego bogatej kolonialnej przeszłości. Wędrówkę po mieście rozpoczęliśmy od głównego placu, otoczonego kilkoma zabytkowymi budowlami. Największe wrażenie wywarła na mnie potężna fasada katedry, ozdobiona pięknymi stiukami; barokowe wnętrze jest niewielkie, gdyż po trzęsieniach ziemi katedrę odbudowano tylko częściowo. Wokół placu znajduje się kilka innych zabytkowych budowli, takich jak ratusz czy Pałac Głównego Kapitanatu - dawna siedziba posła hiszpańskiego. Obecnie na placu kwitnie handel; występują tu także miejscowe zespoły muzyczne, tworząc charakterystyczną, latynoską atmosferę.
Pozostałe zabytkowe budowle są rozrzucone w różnych częściach miasta. Jednym z najlepiej zachowanych jest kościół La Merced - wspaniały przykład barokowej architektury z delikatnymi zdobieniami o motywach roślinnych. W południowej części miasta dominuje potężny kościół św. Franciszka, zbudowany w typowym stylu hiszpańskiego baroku. Wewnątrz kościoła znajduje się grób błogosławionego Pedro de Bethancourt. Grób ten jest celem pielgrzymek wielu katolików z Ameryki Łacińskiej; niektórzy z nich zmęczeni wędrówką śpią na dziedzińcu kościoła.
Z czasów panowania hiszpańskiego zachowały się w Antigua dwa żeńskie klasztory: klasztor sióstr klarysek Santa Clara, z ciekawymi podwójnymi arkadami i bogato zdobionymi sztukaterią ścianami oraz klasztor sióstr kapucynek, z trzypiętrową budowlą zwaną "Ustronną wieżą". Spacerując po mieście co chwila spotykaliśmy pozostałości starych zabudowań. Niektóre kościoły zrujnowane w wyniku trzęsienia ziemi nie zostały już odbudowane, stanowiąc wspomnienie dawnej świetności. Wokół jednego z takich kościołów rozlokował się barwny indiański targ. Indianki sprzedają tu typowe wyroby gwatemalskiego rzemiosła: tkaniny w charakterystyczne pasiaste wzory, pledy, szale, wyroby ze skóry i srebra. Spotyka się także kramy z maskami stosowanymi w tradycyjnych ludowych obrzędach. Miasto szczególnie ożywia się w niedziele, gdy z okolicznych wiosek ściągają Indianie, aby zaoferować swe wyroby. Wśród tzw. artystycznych wiosek najbardziej znana jest San Felipe; działa tu wiele zakładów rzemieślniczych wytwarzających wyroby ze srebra. Zajrzeliśmy do jednego z takich zakładów, gdzie mogliśmy przyjrzeć się z bliska, jak powstają bransoletki, naszyjniki i kolczyki, częstokroć ozdobione motywem narodowego ptaka Gwatemali, quetzala.
Wypełniona atmosferą kolonialnej przeszłości Antigua ma także wspaniałe położenie w górskiej kotlinie, w otoczeniu trzech wysokich wulkanów, Agua, Fuego i Acantenango. Dominujący bezpośrednio nad miastem wygasły wulkan Agua może być celem górskiej wędrówki; po pięciu godzinach dość uciążliwej drogi osiąga się szczyt, skąd roztacza się rozległy widok na południową część Gwatemali. My wybraliśmy jednak do wspinaczki niższy, lecz za to aktywny wulkan Pacaya. Wyprawa na wulkan była ekscytującą przygodą. Najpierw jechaliśmy kilka godzin terenową, wyboistą drogą przez dzikie, zalesione pasmo górskie. Po dotarciu do niewielkiej, zagubionej w górach wioski ruszyliśmy pieszo przez dżunglę w stronę wulkanu. Po dwóch godzinach, o zachodzie słońca doszliśmy do podnóża wulkanicznego stożka. Aby osiągnąć krawędź krateru, trzeba było mozolnie wspinać się po osuwających się, świeżych popiołach, wyrzuconych w czasie niedawnej erupcji. Jednak trud wspinaczki opłacił się. Gdy dotarliśmy na brzeg krateru zapadał zmierzch. W głębi krateru widać było pulsujące żyły rozgrzanej do czerwoności lawy. Wiał silny wiatr; otaczał nas zewsząd siarkowy zapach. W oddali rysowały się sylwetki innych wulkanów; za czarnym pasem dżungli widać było migoczące światła stolicy. Zejście z krateru i nocne przejście przez dżunglę przy nikłym świetle latarek także było emocjonującym przeżyciem. Pełni wrażeń wróciliśmy o północy do naszego hoteliku w Antigua.
Następnego dnia postanowiliśmy zobaczyć jezioro Atitlan, uważane przez wielu globtroterów za jedno z najpiękniejszych jezior świata. Podróż nad jezioro, odległe od Antigua ok. 150 km, trwała kilka godzin. Jechaliśmy lokalnymi autobusami przez malowniczy górski krajobraz, pokonując liczne wzniesienia i zjeżdżając do dolin górskich. Po drodze przyglądaliśmy się Indianom, podróżującym częstokroć w barwnych, miejscowych strojach. Ostatnia część tej podróży to zjazd ok. 1000 metrów w dół do Panajachel, głównej miejscowości położonej nad brzegiem jeziora. Widoki z drogi zapierały dech w piersiach. Jezioro jest otoczone trzema wulkanami przekraczającymi wysokość 3000 metrów: Atitlan, Toliman i San Pedro. Tworzą one wspaniałe obramowanie jeziora, nadając mu prawdziwie górski charakter. Miejscowość Panajachel stanowi główne centrum turystyczne regionu. Można tu nabyć na barwnym targu oraz na głównej ulicy biegnącej wzdłuż jeziora liczne wyroby gwatemalskiego rzemiosła. Jezioro ma bardzo czystą wodę; mimo górskiego położenia temperatura wody umożliwia kąpiel.
Można także popłynąć stateczkiem do innych, ciekawych miejscowości znajdujących się wokół jeziora: Santiago Atitlan, San Pedro la Laguna, czy Santa Catarina Palopo. Miejscowości te są znane z barwnych strojów i sztuki miejscowych Indian, ich ciekawych zwyczajów oraz z malowniczego położenia poszczególnych wiosek u stóp wulkanów. Stanowią one zarazem punkty wyjściowe do zdobycia wulkanów, z których roztaczają się przepiękne widoki na jezioro i okolice.
Nasz kilkugodzinny pobyt w Panajachel pozwolił jedynie zapoznać się z atmosferą miasteczka. Znajduje się w nim ciekawy architektonicznie kościół pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu, patrona miasta. Na początku października odbywają się tu uroczystości ku czci patrona. W powrotnej drodze do Antigua zatrzymaliśmy się na chwilę w położonym 500 metrów nad jeziorem mieście Solola, stolicy regionu. Głównymi atrakcjami tego miasta jest wspaniała katedra z czasów kolonialnych oraz barwny targ, szczególnie ciekawy we wtorki i piątki, gdy przybywają tu w swych strojach Indianie z okolicznych wiosek.
Program krótkiego pobytu w Gwatemali był dość napięty. Następnego dnia rano wyruszyliśmy wczesnym rankiem z Antigua do stolicy kraju, aby po 40-minutowym locie przemieścić się z górzystej części kraju do nizinnej dżungli, pokrywającej całą wschodnią część Gwatemali. W tej dżungli znajdują się ruiny jednego z największych i najciekawszych miast Majów, Tikalu. Dotarcie do Tikalu ze stolicy drogą to wielogodzinna, kilkusetkilometrowa jazda częściowo po gruntowych, wyboistych traktach. Samolotem można zaś dostać się do miasteczka Flores, leżącego w odległości około 30 km od słynnych ruin. Flores to stara osada Majów, położona na wyspie jeziora Peten Itza, połączona z lądem stałym groblą. Znana jest z bardzo długiego oporu stawianego hiszpańskim konkwistadorom; mieszkańcy Flores poddali się Hiszpanom dopiero w 1697 r. Obecnie miasteczko żyje głównie z turystów, którzy przybywają tu, aby odwiedzić ruiny Tikalu. W najwyższym punkcie wyspy znajduje się kościół, wokół zaś w krętych uliczkach rozlokowały się liczne sklepy z pamiątkami, hoteliki i restauracje. My postanowiliśmy przed wyruszeniem na zwiedzanie Tikalu zrelaksować się; skorzystaliśmy z przejażdżki łodzią po jeziorze. Jezioro Peten Itza jest prawie w całości otoczone dżunglą; na jednej z wysepek mogliśmy zobaczyć krokodyla, zaś na brzegu znajdował się mały ogród zoologiczny z małpami i innymi okazami miejscowej fauny.
Następnego dnia rankiem wyruszyliśmy na spotkanie z jednych z najbardziej fascynujących miast-państw Majów. Po około godzinie jazdy dotarliśmy do położonego głęboko w dżungli Tikalu. Tikal - najpotężniejsze miasto Majów na obszarze Gwatemali - swój okres rozkwitu przeżywał w latach 600 - 900 n.e., gdy w Europie panowało głębokie średniowiecze. Powstawały wówczas tu liczne świątynie, pałace i rezydencje. Około 900 roku miasto z bliżej nieznanych przyczyn nagle opustoszało. Wkrótce pochłonęła je dżungla i na 1000 lat popadło w zapomnienie. Ponownie odkryto je w połowie XIX wieku, lecz dopiero intensywne prace archeologów w XX wieku odsłoniły dawną potęgę i świetność Tikalu.
Zwiedzanie całego kompleksu rozpoczyna się mocnym akcentem. Idąc ścieżką w dżungli nagle wychodzimy na Wielki Plac, otoczony dwoma olbrzymimi piramidami oraz pozostałościami pałacu władcy i rezydencji możnowładców. Na szczytach stromych, 50-metrowych piramid, zbudowanych z pokrytego ciemnym nalotem kamienia, znajdowały się świątynie Jaguara, z ołtarzami ofiarnymi, na których kiedyś składano ofiary z ludzi. Na terenie pobliskiego Akropolu można zobaczyć grobowce oraz kamienne stele zawierające inskrypcje opisujące wydarzenia z życia Tikalu. Aby dotrzeć do następnych budowli, trzeba poruszać się po wyznaczonych ścieżkach wśród gęstej tropikalnej roślinności. W gęstwinie drzew, krzewów i lian są ukryte następne piramidy ze świątyniami. Najstarsza z nich zwana Zagubiony Świat pochodzi z IV wieku. Niektóre z budowli pokryte są roślinnością; trwa tu nieustanna walka z dżunglą ciągle zarastającą już odsłonięte obiekty. Dżungla obfituje w liczne zwierzęta, m.in. małpy, pumy i barwne ptaki. W najdalszej części kompleksu Tikalu znajduje się najwyższa piramida świata Majów - mierząca 73 metry wysokości budowla ze świątynią Dwugłowego Węża na szczycie. Jest ona częściowo przysypana ziemią i obrośnięta roślinnością; do najwyższej części można dotrzeć wspinając się po drabinie. Jednakże warto było podjąć trud wspinaczki i dotrzeć na szczyt piramidy.
Z tarasu szczytowego, wznoszącego się wysoko nad powierzchnią lasu, roztaczał się niesamowity widok: z ciągnącego się po horyzont morza dżungli wystawały ciemne, strome kształty pozostałych piramid Tikalu; widać było zarysy głównych placów i budowli miasta. Widok ten skłaniał do refleksji nad przemijaniem życia; u naszych stóp leżały pozostałości potężnego miasta, które pokonał czas i wszechogarniająca dżungla.
Tikal był przedostatnim celem krótkiej wędrówki po Gwatemali - mocnym akcentem naszej wyprawy. Ostatni punkt programu stanowiła stolica kraju - Guatemala City. Niekorzystne wrażenie z pierwszego dnia pobytu nie zostało w pełni zatarte; miasto posiada wprawdzie kilka ciekawych zabytków z katedrą metropolitalną i pałacem prezydenckim na czele, jednakże generalnie architektoniczny układ stolicy nie jest ciekawy. Dzielnice peryferyjne są często usytuowane nad głębokimi wąwozami, mieszka tu jednak przeważnie biedota napływająca masowo do stołecznej metropolii ze wszystkich części kraju.
Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w Gwatemali; w samo południe opuściliśmy ten kraj wracając samolotem do Meksyku. Z lotu ptaka mogliśmy jeszcze podziwiać wyniosłe szczyty wulkanów górskiego pasma Sierra Madre i nieprzebytą dżunglę północnej prowincji Peten. W pamięci odżywały świeże wspomnienia miejsc, które udało się nam odwiedzić: wypełnionej echami kolonialnej przeszłości Antiguy, groźnego wulkanu Pacaya, przepięknie położonego jeziora Atitlan, dumnego miasta Majów, Tikalu.
Pozostało uczucie niedosytu; nasz pobyt był zbyt krótki, aby dotrzeć do położonych w górach wiosek i miasteczek, gdzie Indianie wciąż kultywują ciekawe zwyczaje, będące częstokroć mieszanką dawnych obrzędów i świąt religijnych. Nie dotarliśmy także nad Morze Karaibskie, gdzie wciąż żyją potomkowie dawnych niewolników z Afryki, ani na pokryte czarnym, wulkanicznym piaskiem dzikie plaże Pacyfiku. Lecz to uczucie niedosytu miało swą pozytywną stronę; wyzwoliło w nas pragnienie powrotu do tego pięknego regionu świata....
|