|
Kostaryka - w 10 dni od Pacyfiku do Atlantyku
Costa Rica - bogate wybrzeże - tak Kolumb nazwał ów skrawek lądu na przesmyku między Ameryką Północną i Południową, gdy dotarł tu na przełomie XV i XVI wieku. Określenie to jest w pełni zasadne; Kostaryka - mały kraj Ameryki Środkowej rozpięty pomiędzy dwoma oceanami, zawiera na swym obszarze olbrzymie bogactwo przyrodnicze, od wysokich, czynnych wulkanów, przez gęste lasy chmurowe aż do różnorodnych wybrzeży Pacyfiku i Atlantyku. Postanowiliśmy odwiedzić ten niewielki kraj i poznać jego główne atrakcje.
Podróż rozpoczynamy od stolicy kraju, San José. Ta duża, milionowa metropolia, położona w Dolinie Centralnej na wysokości ok. 1100 metrów n.p.m., nie sprawiła na nas korzystnego wrażenia. Zabytków z czasów kolonialnych - miasto założyli Hiszpanie w 1737 roku - pozostało bardzo niewiele. Również sam układ miasta - prostokątna siatka ulic z niewielką ilością zieleni, za to licznymi gastronomicznymi lokalami w stylu amerykańskim, nie stanowił dla nas atrakcji. Zatem wkrótce wyruszamy autobusem rejsowym na północny zachód kraju, w kierunku rezerwatu przyrody Monteverde.
Sam dojazd do położonego w górach Kordyliery Centralnej rezerwatu Monteverde stanowi swego rodzaju atrakcję. Początkowo przemieszczamy się wygodnie tzw. szosą panamerykańską na północny zachód, jednak po ok. 100 km skręcamy w szeroką szutrową drogę, prowadzącą w głąb masywu górskiego. Autobus powoli pokonuje różnice wysokości (Monteverde leży na wysokości 1500 metrów n.p.m.); droga wije się licznymi serpentynami przez zalesiony górski krajobraz, poprzetykany gdzieniegdzie osadami i tarasowymi polami. Wreszcie po ok. 3 godzinach terenowej jazdy docieramy do miejscowości Santa Elena, niewielkiej osady powstałej głownie z myślą o obsłudze przybywających tu licznie turystów. Stanowi ona główny punkt wypadowy do odległego o ok. 10 km rezerwatu lasu chmurowego Monteverde.
Po krótkim wypoczynku ruszamy na zwiedzanie przyrodniczych atrakcji skupionych w pobliżu rezerwatu. Jedną z nich jest reklamowany z w przewodnikach Ogród Orchidei. Docieramy do bram ogrodu i tu zaskoczenie - na wejściu otrzymujemy (oprócz biletów) lupy, które mają posłużyć nam do obejrzenia głównych atrakcji tego miejsca - miniaturowych storczyków, rosnących w naturze w dżungli, osiągających rozmiary rzędu kilku milimetrów. Przewodnik pokazuje nam wybrane okazy, które ze względu na ich wielkość trudno byłoby wypatrzyć samemu. Jesteśmy jednak trochę zawiedzeni - na obszarze orchidarium nie ma większych storczyków - podobno to nie ta pora roku ...
Następnego rana ruszamy na zwiedzanie głównej atrakcji - rezerwatu lasu chmurowego Monteverde. Nazwa las chmurowy pochodzi stąd, iż przez większą część roku obszar ten jest spowity w chmurach i mgłach.
Tworzy to doskonałe warunki do bujnego wzrostu różnorodnej roślinności - od olbrzymich liściastych drzew z poskręcanymi korzeniami, przez potężne filodendrony, bambusy i paprocie, aż do licznych epifitów w postaci bromelii, mchów i storczyków. W gąszczu roślin kryją się przedstawiciele miejscowej fauny, m.in. pumy, oceloty, liczne płazy i gady; z ptaków tukany, kolibry i rzadko spotykane kwezale, charakterystyczne jedynie dla tego regionu świata (będące ptakiem narodowym Gwatemali). Wędrujemy po ścieżkach rezerwatu, podziwiając bogatą wielopiętrową roślinność lasu chmurowego (wyjątkowo pięknie oświetloną promieniami słońca) i wypatrując (z niewielkim sukcesem) miejscowych zwierząt. Teren po którym biegną szlaki jest bardzo zróżnicowany, bowiem rezerwat leży w górach Kordyliery Centralnej, na wododziale oceanicznym. W pewnym miejscu docieramy do punktu widokowego zlokalizowanego dokładnie na linii wododziału - po jednej stronie rozciąga się gęsty "kożuch" lasów ciągnących się w stronę Atlantyku, zaś po drugiej rozległe obszary leśne pokrywające stoki górskie schodzące w stronę majaczącego na horyzoncie Pacyfiku.
Aby ułatwić turystom spotkanie z ptakami dżungli, w szczególności z kolibrami, w pobliżu wejścia na teren rezerwatu zorganizowano miejsce, gdzie te egzotyczne ptaki można oglądać z bliska. Zawieszono na gałęziach drzew kilka "paśników" z ulubioną przez kolibry słodką substancją, co sprawia, że co chwila pojawia się jakiś bardzo szybko fruwający ptaszek i spija słodki nektar; jest to praktycznie jedyna sposobność aby go zobaczyć i uwiecznić na błonie fotograficznej ...
W pobliżu Monteverde jest drugi rezerwat lasu chmurowego - Santa Elena. Oferuje on turystom dwa nietypowe sposoby oglądania dżungli.
Jednym z nich jest tzw. Sky Trek, - czyli przemieszczanie się ponad kopułą drzew w podwieszeniu na linach. Dostarcza on z pewnością wiele adrenaliny, gdyż zjazdy odbywają się czasem z dużą prędkością, ale my wybieramy spokojniejszy sposób zwiedzania, czyli tzw. Sky Walk.
Oglądamy las chmurowy w jego górnym piętrze, przechodząc 3-kilometrowym szlakiem przez mosty zawieszone ponad lasem wypełniającym górskie doliny. Jest to świetna okazja do przyjrzenia się z bliska roślinności występującej w koronach drzew, a także do podziwiania rozległych widoków.
W górnym piętrze lasu rezyduje także wiele małp, w tym małp-pająków charakterystycznych dla tego rezerwatu - w pewnym momencie udaje nam się dostrzec jedną z nich posilającą się w koronie wysokiego drzewa. Podczas spaceru pokonujemy w sumie 6 mostów, z których najwyższy ma wysokość 50 metrów, a najdłuższy 300 metrów. Pełni wrażeń bezpośredniego kontaktu z dżunglą wracamy wieczorem do osady Santa Elena.
Po powrocie do stolicy kraju, San José rozpoczynamy drugi etap zwiedzania Kostaryki, tym razem indywidualnym środkiem transportu. Wypożyczonym samochodem wyruszamy na północ, do odległego o ok. 50 km parku narodowego wulkanu Poás. Wznosimy się krętą szosą na wysokość 2500 m n.p.m., mijając po drodze gęsto zaludnione obszary w Dolinie Centralnej oraz lasy pokrywające stoki Kordyliery Centralnej. W końcu docieramy do bram parku; stąd wygodną ścieżką idziemy poprzez gęsty karłowaty las w stronę głównej atrakcji parku. Nic nie zapowiada gwałtownej zmiany krajobrazu, której mamy za chwilę doświadczyć. Wreszcie docieramy do punktu widokowego położonego na krawędzi krateru wulkanu i naszym oczom ukazuje się niesamowity krajobraz.
W odległości kilkuset metrów w głębi krateru połyskuje zielonkawe jeziorko. Znad jego brzegów o kolorach żółci, beżu i czerwieni unoszą się wulkaniczne dymy. Co jakiś czas nad krater nadciągają chmury spowijając fragmenty wulkanu gęstą mgłą. Krajobraz ma iście księżycowy charakter; przebywamy tu dłuższą chwilę podziwiając zmieniającą się wulkaniczną scenerię.
Oprócz głównego czynnego krateru, w masywie wulkanu Poás znajduje się drugi, wygasły krater. Obecnie jest on wypełniony wodą - miejsce to zwie się Laguną Botos. Docieramy tu ścieżką wijącą się przez karłowaty las przypominający nieco charakterem naszą rodzimą kosówkę. Jeziorko w kraterze ma nieco idylliczny charakter, kontrastując z głównym kraterem wulkanu; atrakcją tego miejsca są zielonożółte wiewiórki, charakterystyczne dla parku narodowego Poás.
Po nasyceniu się wulkanicznymi krajobrazami powracamy do Doliny Centralnej i jedziemy na zachód - naszym celem jest dotarcie przed zachodem słońca do miejscowości Playa Sámara, usytuowanej malowniczo nad Pacyfikiem na półwyspie Nicoya. Niestety w trakcie jazdy panamerykańską szosą napotykamy się na karambol, tarasujący całkowicie tę jedyną lądową drogę dostępu do półwyspu. Błyskawicznie decydujemy się na zmianę planów. Skręcamy z głównej szosy i docieramy do portowego miasteczka Puntarenas, gdzie udaje nam się "złapać" ostatni prom odchodzący na półwysep Nicoya. Podróż promem przez zatokę to prawdziwy relaks po trudach całodniowej podróży po górach i nizinach Kostaryki. Tuż po zachodzie słońca przybijamy do małej osady Paquera, położonej na południowowschodnim krańcu półwyspu. Stąd mamy jeszcze do przejechania ok. 40 km, aby dotrzeć do usytuowanej w południowej części półwyspu miejscowości Montezuma. Dobra asfaltowa szosa wije się wzdłuż wybrzeża poprzez ciche, skąpo oświetlone osady i w końcu, po pokonaniu 7-kilometrowego szutrowego odcinka drogi docieramy do celu naszej podróży.
Montezuma to typowa niewielka miejscowość turystyczna, szczególnie ulubiona przez młodych turystów amerykańskich i europejskich. Jest tu sporo małych hotelików, częstokroć usytuowanych tuż przy plaży, mnóstwo knajpek i lokali rozrywkowych. Panuje luźna, nieco leniwa atmosfera wypoczynku, którego podstawą jest piękna piaszczysta plaża, ciągnąca się kilkaset metrów u stóp wysokiego wybrzeża. Korzystamy oczywiście z tej plaży i możliwości kąpieli w Pacyfiku, a kąpiel ta stanowi swego rodzaju wyzwanie, gdyż otwarty ocean "częstuje" nas sporymi falami, potrafiącymi nieostrożnego pływaka nieźle "sponiewierać".
Montezuma oferuje turystom kilka atrakcji, m.in. położony na południowym krańcu półwyspu rezerwat przyrody Cabo Blanco, czy przejażdżki łodzią na rafę koralową. My jednak z powodu napiętego programu żegnamy się z tą miejscowością spacerem o wschodzie słońca po pacyficznej plaży. Chwila jest niezwykła - pusta, długa plaża, prawie idealnie spokojna powierzchnia oceanu i czerwona kula słońca wynurzająca się wprost z wody. Chciałoby się pobyć tu dłużej, ale czas nagli ...
Wyjazd z Montezumy dostarczył nam sporo nieprzewidzianych emocji. Otóż szutrowa droga schodząca do miejscowości okazała się być stromym, piaszczysto-kamienistym rozjeżdżonym traktem, którego nasza osobowa Toyota nie była w stanie pokonać. Próbowaliśmy raz, drugi i trzeci, za każdym razem zakopując się w piasku. Na szczęście trafił się nam miejscowy, życzliwy kierowca, który bardzo powoli, umiejętnie manewrując między nierównościami, wyprowadził samochód na bezpieczne miejsce. Odetchnęliśmy z ulgą - mogliśmy kontynuować naszą podróż przez Kostarykę...
Tego dnia mieliśmy bardzo ambitny plan - przejechać przez cały kraj od Pacyfiku do Atlantyku. To wprawdzie "tylko" ok. 300 kilometrów, ale po drodze musimy z poziomu morza wspiąć się na prawie 1200 metrów n.p.m, przeciąć chaotyczną pod względem komunikacyjnym aglomerację stołeczną San José, przejechać krętą, aczkolwiek piękną drogą przez Park Narodowy Braulio Carillo i po zjechaniu na atlantyckie równiny dotrzeć do największego portowego miasta Puerto Limón. Ten ambitny plan udało nam się zrealizować, pomimo trudności w wydostaniu się z San José, i wieczorem, już po zmroku dotarliśmy do wybrzeża Atlantyku.
Puerto Limón to typowe portowe miasto, z dość nietypową, jak na Kostarykę ludnością. Otóż większość mieszkańców stanowią tu Murzyni - potomkowie niewolników sprowadzanych w dawnych czasach z Afryki. Tworzą oni specyficzny koloryt miasta, które jednak ma niewiele do zaoferowania turystom, opuszczamy je zatem, udając się do pobliskiego Moín, osady skąd można wyruszyć do jednego z najciekawszych parków narodowych na wybrzeżu Atlantyku - Parku Tortuguero.
Park jest położony na rozległych, zalewowych nizinach na wybrzeżu oceanu ok. 70 km na północny zachód od Puerto Limón. Został założony w 1970 roku w celu ochrony różnych gatunków żółwi (morskich zielonych, szylkretowych i skórzastych). Oprócz żółwi występują tu kajmany, iguany, małpy, dzikie koty i wiele gatunków ptaków. Do Parku Tortuguero można dotrzeć jedynie drogą wodną; nie ma tu żadnych dróg kołowych. Wsiadamy zatem do długiej motorowej łodzi i ruszamy kanałami biegnącymi wzdłuż wybrzeża Atlantyku w stronę osady Tortuguero. Po 3 godzinach podróży wodnym szlakiem docieramy do położonej nad oceanem wioski, stanowiącej punkt wypadowy do zwiedzania Parku. Wkrótce ruszamy na pieszy rekonesans, starając się wypatrzyć największą atrakcję Parku, czyli żółwie. Niestety mamy pecha, bowiem okazuje się, że dla większości z nich nie jest to pora lęgowa, zaś największe - żółwie skórzaste przybywają tu sporadycznie. Mamy jednak nadzieję ujrzeć inne miejscowe zwierzęta i rośliny, ruszamy zatem o wschodzie słońca małą łodzią na zwiedzanie Parku. Łódź płynie prawie bezszelestnie po spokojnych wodach, a my chłoniemy nastrój wczesnego poranka. W trakcie wycieczki po malowniczych kanałach udaje nam się dostrzec czaple, iguany, bazyliszka, małpy, a także podczas krótkiej wizyty w kanadyjskim ośrodku ochrony miejscowej przyrody piękne odmiany storczyków. Wycieczka dostarcza nam wielu wrażeń, lecz do pełnego szczęścia brakuje nam spotkania z królem tych wód - kajmanem. Wreszcie na zakończenie pobytu w Parku Tortuguero przewodnik z dumą wskazuje nam nieruchomo leżący na brzegu obły kształt. To kajman! Podpływamy bliżej; zwierzę początkowo nie zwraca na nas uwagi, lecz w końcu zniecierpliwione trzaskami migawek daje susa w gęstwinę krzaków.
Po powrocie do "cywilizacji", czyli do Puerto Limón, wyruszamy szosą biegnącą wzdłuż wybrzeża Atlantyku na południowy wschód i po ok. 60 kilometrach docieramy do miejscowości wypoczynkowej Puerto Viejo de Talamanca.
Jest to dawna wioska rybacka, a obecnie osada turystyczna z typowym karaibskim klimatem. Na uliczkach można zobaczyć rastafiarian sprzedających wisiorki, amulety i inne własnoręcznie wykonane ozdoby, w knajpkach z alkoholi króluje rum, zaś z głośników sączy się muzyka reggae. Okolice Puerto Viejo oferują wspaniałe warunki do wypoczynku na piaszczystych plażach, ciągnących się kilometrami aż do granicy z Panamą. My docieramy do najdalszej z nich, Manzanilla, położonej tylko 4 km od granicy. Piękna plaża ze złocistym piaskiem, spokojne, błękitne wody Morza Karaibskiego i bezchmurne niebo sprawiają, że skwapliwie korzystamy z uroków tego miejsca, starając się nie myśleć, że powoli zbliża się czas powrotu do kraju ...
Ale czas jest nieubłagany; następnego ranka ruszamy w drogę powrotną w kierunku Doliny Centralnej. Ponownie przejeżdżamy przez Park Narodowy Braulio Carillo, obejmujący fragmenty dziewiczego lasu deszczowego i docieramy do historycznego miasta Cartago, założonego przez Hiszpanów w 1563 roku, stanowiącego stolicę kolonii aż do roku 1823.
Największą atrakcją miasta jest obecnie bazylika Nuestra Senora de los Angeles, zniszczona poważnie w wyniku trzęsienia ziemi i odbudowana w stylu bizantyńskim. Wewnątrz bazyliki znajduje się mała figurka Dziewicy Los Angeles, będącej patronką Kostaryki, zwana La Negrita. Przypisuje się jej cudowne właściwości uzdrawiające; drugiego sierpnia każdego roku przybywają tu setki tysięcy pielgrzymów z całego kraju, aby prosić o zdrowie dla siebie i swojej rodziny.
Na przedmieściach Cartago znajduje się duża atrakcja przyrodnicza - Ogrody Lankester. Zgromadzono tu olbrzymią liczbę gatunków storczyków, eksponowanych w specjalnie wydzielonym, krytym orchidarium. Osobną ekspozycję stanowi kolekcja kaktusów z różnych stron świata. Ponadto można pospacerować po miejscowym arboretum, będącym przykładem tropikalnego lasu, z bambusowym zagajnikiem i licznymi roślinami charakterystycznymi dla kostarykańskiej dżungli.
Wizyta w Ogrodach Lankester była końcowym akcentem naszego krótkiego pobytu w Kostaryce. Następnego dnia rano opuszczamy ten kraj, mając w oczach wspaniałe krajobrazy i atrakcje przyrody. A jest ich znacznie więcej, niż udało się nam zobaczyć w trakcie 10-dniowej wizyty. Nie żegnamy się więc, lecz mówimy do zobaczenia. Hasta luego, Costa Rica!
|