|
Maroko - na najdalszym zachodzie islamu
Jestem wraz grupką przyjaciół na środku Cieśniny Gibraltarskiej. Ten wąski, 14-kilometrowy pas wody oddziela od siebie dwa światy - naszą "starą", chrześcijańską Europę i jakże odmienny, muzułmański świat Afryki. Jaki będzie ten położony najdalej na zachód kraj islamu? Podekscytowani spoglądamy na surowe, skaliste brzegi Afryki z wyniosłymi Słupami Herkulesa, strzegącymi wejścia z Atlantyku na Morze Śródziemne. Niebawem opuszczamy potężny prom i stawiamy pierwsze kroki na afrykańskiej ziemi.
Przejście na afrykański kontynent mamy łagodne, lądujemy bowiem w Ceucie, na skrawku hiszpańskiego terytorium w północnej Afryce. Miasto to - nowoczesny, ruchliwy, wolnocłowy port - jest jednocześnie bramą wjazdową do Maroka. Następnego dnia docieramy na posterunek graniczny położony tuż za Ceutą i po dość długiej odprawie celno-paszportowej wkraczamy na marokańską ziemię. Od razu otaczają nas miejscowi taksówkarze gotowi wieźć turystów do najbliższej miejscowości.
Dalej lokalnym autobusem docieramy do jednego z dwóch najważniejszych miast północnego Maroka, Tetuanu. Malowniczo położony u stóp gór Rif aż do 1956 roku był stolicą hiszpańskiego Maroka; do dziś spotyka się tam hiszpańskie napisy i ludzi mówiących po hiszpańsku. Dla nas było to jednak pierwsze zanurzenie się w prawdziwy muzułmański świat; następnego dnia rankiem udaliśmy się do najstarszej części miasta, medyny, aby nieco bliżej przypatrzeć się życiu jej mieszkańców. Zafascynował nas szczególnie miejscowy targ, na którym Berberowie sprzedają swe charakterystyczne ubiory, artykuły spożywcze (m.in. typowy arabski chleb, khobzę) oraz wyroby z drewna i ceramikę (Tetuan jest słynny z tych wyrobów, znajduje się tu znana Szkoła Rzemiosła usytuowana w budynku byłego pałacu). Nasz pobyt w Tetuanie był jednak krótki; następnego dnia rankiem ruszamy typowym marokańskim autobusem w dalszą trasę, za zachód kraju. Przy okazji poznajemy miejscowe zwyczaje związane z komunikacją; kiedy chcemy sami umieścić bagaże na dachu autobusu (jest to typowy sposób przewożenia większych ładunków) zostajemy pouczeni przez miejscowych policjantów, że należy przekazać je obsłudze pojazdu, która za dodatkową opłatą dokona tego za nas. Cóż, co kraj to inny obyczaj...
Wczesnym popołudniem docieramy do położonego nad Cieśniną Gibraltarską Tangeru. Ma on bardzo burzliwą, liczącą 2000 lat historię, próbowali zawładnąć nim Rzymianie, Arabowie, Portugalczycy, Anglicy i Francuzi. Ściągali tu skuszeni orientalną egzotyką artyści z Europy i Ameryki. Dziś Tanger to przede wszystkim duży, nowoczesny port, ale jest w nim wiele pozostałości dawnej świetności. Przechadzamy się po wąskich uliczkach medyny, odwiedzamy ufortyfikowaną miejscową kazbę z ładnym widokiem na port, docieramy na główny plac miasta Grand Socco, na którym jak dawniej odbywa się targ, gdzie m.in. sprzedają swe wyroby górale z Rifu.
Kolejnego dnia opuszczamy ruchliwy Tanger i po kilku godzinach jazdy wzdłuż wybrzeża Atlantyku docieramy do stolicy Maroka, Rabatu. Miasto to ma długą, sięgającą czasów rzymskich historię, ale najważniejsze jego zabytkowe budowle pochodzą z okresu średniowiecza. Odwiedzamy najpierw zbudowaną przez Almohadów w XII wieku Kasba des Oudaias, z potężną, mieszczącą niegdyś sądy bramą Bab Oudaia,. Ze szczytu kazby roztacza się wspaniały widok na Atlantyk, ujście rzeki Bou Regreg oraz znajdujące się po drugiej stronie rzeki miasto Sale. Na terenie kazby znajduje się także bardzo ciekawe Muzeum Sztuki Marokańskiej, usytuowane w dawnym pałacu Mulaja Ismaila. Oglądamy tu interesujące przykłady marokańskiego rzemiosła, kolekcję ceramiki, biżuterii i strojów ślubnych, a także ekspozycję broni i instrumentów muzycznych. Wypoczywamy chwilę w położonych na wewnętrznym dziedzińcu pałacu Ogrodach Andaluzyjskich, relaksując się wśród kwiatów, drzew cytrusowych i sadzawek. Przechadzamy się także po medynie, szczególnie podziwiając eksportowe wyroby Rabatu, czyli dywany.
Kolejnego dnia odwiedzamy najważniejsze dla Marokańczyków miejsce w stolicy, czyli Mazoleum Mohammeda V. Budowla ta jest pełnym kunsztu przykładem marokańskiej sztuki zdobniczej, stanowiąc godne miejsce spoczynku władcy, który zapewnił Maroku niepodległość. W pobliżu znajdują się pozostałości jednej z największych budowli świata muzułmańskiego - meczetu z potężnym minaretem, wieżą Hasana.
Budowę tego meczetu rozpoczęto w końcu XII wieku, zaś wieża o wysokości 44 metry jest tak szeroka, aby władca mógł na nią wjechać konno. Po trzęsieniu ziemi w 1755 roku do czasów dzisiejszych oprócz wieży pozostało 312 kolumn wspierających niegdyś dach świątyni.
Z Rabatu wyruszamy pociągiem na wschód kraju, aby dotrzeć do drugiego królewskiego miasta Maroka, Meknesu. Przeżywał on swój okres największego rozkwitu w XVII i XVIII wieku, kiedy to potężny sułtan, Mulaj Ismail postanowił założyć w nim stolicę, budując olbrzymi kompleks pałacowy wzorowany na podparyskim Wersalu. Stąd też Meknes do dziś nazywane bywa Wersalem Maroka.
Do czasów dzisiejszych z dawnej świetności pozostały potężne mury Cesarskiego Miasta, Dar Kebira, z największą bramą północnej Afryki, Bab el Mansur.
Odwiedzamy także potężne królewskie spichlerze oraz bogato rzeźbione mauzoleum Mulaja Ismaila.
Będąc w medynie podziwiamy jedną z najpiękniejszych szkół koranicznych w Maroku, medresę Bou Inania, bogato ozdobioną stiukami i rzeźbieniami w cedrowym drewnie.
Z Meknesu już niedaleko do najstarszej stolicy Maroka, czyli Fezu. Założony przez Mulaja Idrisa w końcu VIII wieku, był przez kilka wieków głównym ośrodkiem władzy Maurów, stanowiąc do dziś intelektualną stolicę Maroka.
Tu znajduje się najstarszy muzułmański uniwersytet świata, Karaouyine. Średniowieczna starówka Fezu, Fes-el-Bali od 500 lat prawie nie zmieniła się, stanowiąc niezwykłą atrakcję dla turystów.
Zaczynamy jej oglądanie od spojrzenia z zewnątrz, z punktu widokowego u stóp twierdzy Borg Nord na morze dachów, urozmaicone strzelistymi wieżami minaretów.
Następnie przez bogato zdobioną bramę w murach miejskich, Bab Bou Jeloud wkraczamy na "najbardziej skomplikowaną milę kwadratową świata",
czyli zanurzamy się w plątaninę uliczek, krytych przejść i placyków z fontannami.
Zaglądamy m.in. na dziedziniec meczetu Karaouiyne, podziwiamy pięknie zdobione medresy Attarine i Bou Inania, przyglądamy się życiu mieszkańców medyny.
Jedną z największych atrakcji wewnątrz medyny jest możliwość zobaczenia suku farbiarzy. Skręcamy w wąskie przejście i nagle z góry naszym oczom ukazuje się średniowieczny obraz - wielkie kadzie z różnokolorowymi farbami, skóry suszące się na dachach domów i pracujący przy nich rzemieślnicy.
Ten widok pozostaje na długo w naszej pamięci....
Następnego dnia wyruszamy w długą podróż wzdłuż masywu gór Atlasu, aby wieczorem dotrzeć do położonej najdalej na południe dawnej królewskiej stolicy, Marrakeszu.
To miasto założone w XI wieku przez dynastię Almorawidów różni się znacznie od Fezu, czy Meknesu.
Czuje się jego afrykański charakter, podkreślony czerwonymi murami, licznymi palmami i wysoką temperaturą powietrza.
W Marrakeszu jest ciekawa medyna, którą przemierzamy pierwszego dnia pobytu, przyglądając się życiu jej mieszkańców, oglądając zabytkową medresę Ben Youssef i chłonąc atmosferę miasta.
Zwiedzamy także zabytkowe groby dawnych władców Maroka, Saadytów, usytuowane na obrzeżach starówki.
Jednak prawdziwy charakter miasta poznajemy wieczorem na centralnym placu Jemaa el Fna.
Ten rozległy plac, otoczony kawiarniami i restauracjami o zmierzchu zaczyna tętnić niezwykłym życiem. Pojawiają się tu liczni akrobaci, muzykanci, zaklinacze wężów, opowiadacze bajek, sprzedawcy dóbr wszelakich oraz niezliczone stoiska z przeróżnymi miejscowymi potrawami, włącznie z narodową zupą Maroka, harirą.
Plac jest oświetlony wieloma gazowymi lampkami, tworzącymi niezwykły nastrój. Przechadzamy się po Jemaa el Fna, chłonąc niesamowitą atmosferę tego miejsca; po dłuższym spacerze decydujemy się na kolację w jednej z niewielkich restauracji usytuowanych na obrzeżu placu.
Ten wieczór zapamiętamy na długo...
Marrakesz jest położony u stóp Atlasu Wysokiego; przy dobrej pogodzie można zobaczyć majaczące w oddali szczyty tego górskiego masywu.
Decydujemy się na jednodniowy wypad w stronę gór, pragnąc choć trochę poznać górskie krajobrazy Maroka.
Lokalnym autobusem docieramy do położonego u wrót górskiej doliny Asni, pieszo wyruszamy w jej głąb; dochodzi ona do podnóża najwyższego szczytu Maroka, Tubkalu (4167 m). Po 2 godzinach marszu osiągamy małą berberyjską wioskę, Imlil.
Stąd widać wyraźnie kopułę szczytową Tubkalu i usytuowane pod nią schronisko.
Zaglądamy do jednego z domostw Berberów - zostajemy tu poczęstowani miejscowym przysmakiem - specjalnie parzoną, mocną herbatą z miętą, a także miodem i orzechami.
Późnym popołudniem z lekkim niedosytem spowodowanym zbyt krótkim pobytem w górach wracamy do gorącego Marrakeszu.
Stąd następnego dnia wyruszmy w dalszą podróż na południowy zachód, aż na wybrzeże Atlantyku. Droga przecina półpustynne podnóża Atlasu; pewnym urozmaiceniem na trasie są kolczaste drzewa arganii, okupowane przez liczne kozy żywiące się ich owocami. Wieczorem docieramy do nadmorskiego kurortu, Agadiru.
Agadir to praktycznie nowe miasto; stara zabudowa została niemal doszczętnie zniszczona po katastrofalnym trzęsieniu ziemi w 1960 roku. Jedyną pozostałością dawnego miasta jest usytuowana na północ od portu kazba. My przybywamy tu, podobnie jak przytłaczająca większość turystów, aby trochę odpocząć na pięknych, piaszczystych plażach. Korzystamy z uroków słońca, wody i piasku, "ładując akumulatory" na dalszą część podróży.
Kolejny etap wyprawy wiedzie nas na południe, w stronę Sahary. Chcemy dotrzeć do położonego w głębi gór Antyatlasu miasteczka Tafraout. Już sama ponad 300-kilometrowa trasa dostarcza nam dużej porcji emocji - wąska droga wije się zakosami po zboczach dolin, przyprawiając mniej odpornych o zawrót głowy. Po kilku godzinach jazdy docieramy do przełęczy Tizi-n-Tarankine, stanowiącej bramę wjazdową do doliny Ameln.
Na końcu tej doliny leży miasteczko Tafraout. Krajobraz wokół miasteczka jest niemal księżycowy; utworzone przez zastygłą lawę czerwone i purpurowe skały o różnorodnych kształtach tworzą niezwykła scenerię. Spacerujemy wśród bajkowych formacji skalnych starając się wchłonąć jak najwięcej magii tego miejsca...
Dalej na południe, za pasmem Antyatlasu rozciąga się już bezkresna Sahara, my jednak musimy powoli myśleć o zakończeniu naszej wyprawy.
Wracamy zatem tą samą, pełną serpentyn drogą do Agadiru, skąd nocnym autobusem udajemy się wzdłuż wybrzeża Atlantyku na północ. Droga biegnie wzdłuż najbardziej dzikiego i najciekawszego fragmentu wybrzeża Maroka, ale widoki z racji pory podróżowania mamy dość ograniczone... Wczesnym rankiem docieramy do romantycznego portu rybackiego, Essaouiry. Miasteczko przyciąga wielu turystów i fotografów swą urokliwą atmosferą - uliczkami z białymi domami, szerokimi piaszczystymi plażami ze świetnymi warunkami do kąpieli i surfingu oraz ruchliwym portem rybackim. Przechadzamy się po murach obronnych miasta, skąd roztacza się ładny widok na zatokę i położoną w pobliżu starożytną wyspę Mogador. Zaglądamy rankiem do portu rybackiego, gdzie właśnie odbywa się wyładunek ryb z nocnego połowu. Podziwiamy w miejscowych sklepikach wyroby z drewna tui, z których słynie Essaouira. I oczywiście wypoczywamy na olbrzymiej piaszczystej plaży, na której miejscowi chłopcy szlifują swe piłkarskie umiejętności...
Z żalem opuszczamy sympatyczną Essaouirę, aby udać się do końcowego punktu naszej podróży, Casablanki. To największe miasto Maroka różni się znacznie od wszystkich innych zwiedzanych przez nas miast. Nowoczesna w części centralnej metropolia przypominająca miasta Zachodu, z szerokimi alejami, wieżowcami i luksusowymi hotelami. Zwiedzamy centrum miasta z jego dwoma najważniejszymi placami - Placem Narodów Zjednoczonych oraz Placem Mohammeda V, stanowiącego "serce" kolonialnej Casablanki. Na obrzeżu Parku Ligi Arabskiej oglądamy smukłe wieże kościoła Sacre-Coeur, niegdyś francuskiej katedry. Wieczorem podziwiamy kolorowe fontanny, "strzelające" wodą w rytm dźwięków muzyki. Na zakończenie naszej marokańskiej przygody odwiedzamy miejscowy bazar, aby zanurzyć się jeszcze na chwilę w typowy świat islamu. Następnego dnia rano opuszczamy (nie bez problemów) marokańską ziemię, unosząc ze sobą jej różnorodne widoki, dźwięki, smaki i zapachy.
|